piątek, 3 kwietnia 2015

Powrót do korzeni / Kopciuszek


Kopciuch towarzyszy mi przez całe życie. Kiedy byłam mała, miałam kilka małych książeczek poświęconych tej bajce. Pamiętam, że jeden egzemplarz, który miał sztywne, kartonowe kartki był obgryziony w rogach. Chyba był lekiem na moje wychodzące ząbki :D Znałam tę historię na pamięć, bo naprawdę często przyglądałam się obrazkom. Jednak przyznam, że nie była to moja ulubiona bajka Disneya. Wolałam Piękną i Bestię i przede wszystkim Anastazję!!!!! 

Potem zrobiłam się starsza, książeczki pooddawałam (czego dziś żałuję), a los w 2004 roku zesłał mi współczesną wersję Kopciuszka w filmie Cinderella Story. Co wtedy się działo! Oglądałam to nieustannie! Wzruszałam się podczas każdego oglądania. Kiedy tego nie robiłam, słuchałam soundtracku, a niektóre mądre cytaty z tego obrazu pamiętam do dziś (np. Nigdy nie pozwól, by strach przed działaniem wykluczył cię z gry). Byłam wtedy wielką fanką Hilary Duff, która wcieliła się w rolę tytułową (Hilary Duff to taka ówczesna Miley Cirus). Do dziś czuję sentyment do tego filmu. Mam z nim dobre wspomnienia i skojarzenia.

Następnie pojawiła się kolejna filmowa wersja Kopciuszka. Tym razem taneczna. Chyba z Seleną Gomez w roli głównej, ale to już nie mój klimat i tego nie oglądałam.

I teraz! Producenci Disneya wpadli na genialny pomysł, żeby tworzyć filmowe wersje swoich bajek! Byłam bardzo podekscytowana, kiedy się o tym dowiedziałam. Potem zobaczyłam obsadę do Kopciuszka i... Cate Blanchett super!! Helena Bonham Carter jeszcze lepiej!! Ale Kopciuszek i Książę? Co to w ogóle są za aktorzy? (#IgnorancjaLevelExpert). Tak myślałam sobie wtedy, trochę rozczarowana. Do kina poszłam z ciekawości, odrobinę sceptycznie nastawiona. Jednak wiedziałam, że dla Heleny i Cate jak najbardziej warto iść to zobaczyć!

I... Jak dobrze zrobiłam, że obejrzałam ten film!!! Wywołał moje totalnie pozytywne emocje. Uśmiech nie schodził mi z twarzy! Znów poczułam się jak dziecko. Przekonałam się, że moja pamięć jeszcze nie zawodzi, bo z biegiem akcji przypominałam sobie, co powinno wydarzyć się dalej. Bardzo mnie ucieszyło, że produkcja w prawie stu procentach zgadzała się z fabułą bajki. A widok pięknych, szklanych bucików zapierał mi dech w piersiach. #teżtakiechcę




Co z tego, że film jest odrobinę kiczowaty w swojej cukierkowatości i naiwności. Co z tego, że z powodu braku asertywności Kopciuszka oglądający chce strzelić sobie w łeb (zwłaszcza taki, który jest asertywny momentami aż za bardzo!). Obraz jest po prostu słodki i uroczy. Sprawia, że zazdrości się Kopciuszkowi dobrej wróżki, pięknej sukienki (a zwłaszcza w tańcu!) i powodzenia u samego księcia! ;))

Aktorzy wcielający się w główne postacie (Lily James w roli Kopciuszka i Richard Madden w roli Księcia) nie pasowali mi do samego końca filmu, ale potem stawało się to coraz mniej uciążliwe. Człowiek szybko się przyzwyczaja. ;) Jednak byłam w szoku, kiedy uświadomiłam sobie, że Richard Madden grał Robba Starka w Grze o tron. Nigdy bym na to nie wpadła! Owszem, podczas seansu wydawało mi się, że już gdzieś widziałam tego aktora, ale... przecież to dwie zupełnie inne osoby! Charakteryzacja mistrz.

trudno uwierzyć, że to ta sama osoba :D
Jeśli chodzi o Helenę i krótką scenę, w której mogliśmy poznać ją jako Wróźkę to... #milionyserduszek. Ta kobieta jest ge-nia-lna! Przerysowana w charakteryzacji i gestach znów podbiła moje serce. Wyglądała bardzo ładnie, a to niemała odmiana jeśli chodzi o role aktorki. 

Cate Blanchett jest również świetną artystką i każdy o tym wie. Dobrze zagrała wredną macochę, ale jeśli miałabym porównać ją i Angelinę Jolie jako Czarownicę, Jolie wygrywa ze stumilionowym wyprzedzeniem.

Jak w każdym filmie i tutaj pojawiają się wzruszające sceny, które przez mojego sąsiada zostały skomentowane tak: Dobrze, że nie nie masz teraz PMS, bo byś buczała jak syrena... I to tyle, jeśli chodzi o poziom wzruszeń. ;)

Cztery lata studiowana filologii polskiej spowodowały, że wszystkie gesty, słowa, symbole pomiędzy kobietą i mężczyzną związane z: przejściem, wejściem, zakładaniem, ściąganiem, zrywaniem, obdarowywaniem (i myślę, że nie trzeba studiować tego co ja, żeby tak myśleć) kojarzą mi się z jednym... I stąd, o dziwo... Krótka droga do Greya. Podczas oglądania myślałam sobie, że przecież to od takich historyjek przedstawionych w Kopciuszku wywodzi się cała nasza kultura. To co powstało później jest tylko luźną interpretacją tego co było wcześniej i przede wszystkim dostosowaniem tego do wymogów współczesności. Brutalne ale prawdziwe.

No dobrze, a teraz kto mi powie, JAK bajkowy książę miał na imię? W filmie mówili na niego... Ty.... zapomniałam. :s
Czy komuś udało się obejrzeć ten film bez dubbingu? Wiem, że to film dla dzieci, ale wydaje mi się, że efekt byłby lepszy z napisami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz